Kasprowy i jego ludzie.
Józef Uznański.
Galeria fotografii |
Pokaz slajdów |
Pobierz tekst w wersji pdf. |
Urodził
się 30 marca 1924 w Zakopanem. Zasłynął jako ten, który w czasie
wojny na nartach wyskoczył z kolejki na Kasprowy Wierch. Ratownik TOPR,
narciarz, taternik, przewodnik tatrzański. Dzięki niemu TOPR zaczęło
stosować nowoczesne techniki ratownicze, m.in. tzw. zestaw Grammingera
(specjalne nosze, lina i kołowe bębny do wyciągania rannego). Pierwszą
je
go drogą taternicką byłą droga przez Płytę na Mnichu. Miał wtedy
13 lat.
Kiedy w 1935 roku ruszyła budowa kolejki Na Kasprowy Wierch, w domu obok Uznańskiego zamieszkał jeden z głównych inżynierów, budowniczych kolejki, Austriak. Miał syna, równolatka Józefa. Chłopcy dogadywali się, nie przeszkadzały im różnice językowe. Uznański pamięta doskonale pierwszą podróż kolejką na Kasprowy. Zanim pierwsi pasażerowie zostali wpuszczeni na pokład wagonika, dzięki ojcu kolegi obydwaj odbyli podróż na szczyt. Było to niesamowite przeżycie dla 12 - latka.
Przed
wojną zaledwie jako 14 - latek zaczął wygrywać zawody narciarskie najwyższej
rangi. Trasy zjazdowe z Kasprowego nie miały przed nim tajemnic. Jeszcze
za dobrze nie chodził, a już miał narty na nogach. Pierwsze zawody dla
dzieci na Lipkach, to był bieg na 100 metrów. Zajął pierwsze miejsce.
Miał 4 lata. Jako 14 - letni chłopak w 1937 i 1938 roku miał najlepsze wyniki
także wśród seniorów. Nie klasyfikowano ich
wtedy osobno. Wszyscy razem startowali i byli oceniani bez podziału na
wiek. Na Międzynarodowych Mistrzostwach Polski w biegu zjazdowym na 167
startujących zajął 18. miejsce. W slalomie specjalnym zajął 8. miejsce.
Jeszcze w 1939 startował w eliminacjach do Mistrzostw Świata, ale okazało
się, że trzeba było mieć skończone 16 lat, a nie 15. Niebywale
zapowiadającą się karierę zawodniczą przerwała wojna
i tak się skończyło jego narciarstwo.
Józef
Uznański od 1942 roku był kurierem Armii Krajowej, co dziwić nie może,
bo właśnie wtedy skończył 18 lat, a pochodził z typowej podhalańskiej
rodziny – religijnej i patriotycznej.
Kurierzy podczas niemieckiej okupacji pełnili nieocenioną rolę,
przerzucając górskimi szlakami na Słowację i dalej ku Węgrom lub z
obu tych kierunków do Polski broń i amunicję.
Jego
słynny skok z kolejki miał miejsce zimą 1944 roku. Nie można się było
przedrzeć żadną boczną drogą, a musiał przedostać się na Słowację
jako kurier. Trafił na obławę. Gdy wszedł do hallu dolnej stacji w Kuźnicach
wiedział, że nie będzie się mógł wycofać, gdyż Niemcy go zatrzymają.
Był pewien, że wysiądzie na Myślenickich Turniach. Tam jednak żandarmi
byli na peronie. Nie miał wyjścia, musiał wsiadać do wagonika i jechać
dalej. Kolega konduktor podpowiedział mu, że nie ma mowy o tym, by
przeszedł na Kasprowy. Niemcy dokładnie pilnowali górnej stacji.
Podpowiedział mu, że jak będą dojeżdżać do Kasprowego, to odsunie
prawe drzwi. Uznański położył na podłodze w wagoniku narty, i udawał,
że coś sobie poprawia przy wiązaniach. Gdy wagonik zwolnił przed
Kasprowym, kolega konduktor odsunął drzwi. I wtedy zeskoczył.
Leciał kilka metrów. Było to po dużych opadach śniegu, więc było
w miarę bezpiecznie. Uznański znał ten zjazd Żlebem pod Palcem. W 1938
roku, gdy był w kadrze narodowej i jako 14 - letni chłopak trenował do
Mistrzostw Świata, które się odbyły w 1939 roku, zjeżdżał tamtędy w
czasie treningu z Bronisławem Czechem. Wiedział, że tą trasą może
zjechać. Ale bardzo się bał, gdyż jechał za szybko. Ale wszystko skończyło
się dobrze. Kłopoty pojawiły
się, gdy zjechał do Doliny Kasprowej. Świeży śnieg powyżej kolan. Całą
noc szedł w grząskim, kopnym śniegu. Nad ranem doszedł na Halę Gąsienicową.
Przesiedział cały dzień w starym schronisku. Nikt go nie szukał na
Hali Gąsienicowej, nikt się nie wypytywał, więc wieczorem poszedł
swoją drogą przez Liliowe. I tak się to skończyło. Jedyny jego syn,
Wojciech, również jak ojciec i dziadkowie świetny narciarz, też
oddał swój skok z kolejki na
Kasprowy Wierch. Był wtedy w liceum,
telewizja chciała odtworzyć jego skok, syn zdecydował się zagrać
ojca. Trzy kamery czekały, ale tylko jedna to sfilmowała. Nie zdecydował
się na powtórkę, na kolejny skok.
Ta
historia zainspirowała m.in. twórców
filmu "Znicz olimpijski” z 1969 roku. Nie znaleźli jednak odważnego,
który skoczyłby z wagonika do Żlebu pod Palcem, dlatego scenę nakręcono
na początkowym odcinku kolejki nad Kuźnicami. Słynny kaskader Krzysztof
Fus przypłacił to upadkiem i bardzo długim pobytem w szpitalu.
Cierpienie jego było daremne, bo karkołomna scena ostatecznie nie weszła
do filmu. Ta historia jest zarazem tematem opowieści niemal każdego
przewodnika tatrzańskiego.
W
czasie wojny był najpierw żołnierzem Związku Walki
Zbrojnej, potem działał w Armii Krajowej. O ułańskiej fantazji
i patriotyźmie ludzi tamtych lat świadczy epizod, którego bohaterem był
Józef Uznański i jego kolega z AK Jan Krupski. Postanowili sprawdzić,
jak bawią się niemieccy okupanci podczas Sylwestra 1944/1945 w
schronisku "Murowaniec" na Hali Gąsienicowej. Weszli na odbywający
się tam bal, a kiedy wybiła północ, wspólnie zaczęli śpiewać
"Jeszcze Polska nie zginęła"! Niemcy byli zszokowani i przerażeni
- byli przekonani, że schronisko zostało otoczone przez partyzantów. Młodzi
bohaterzy odśpiewali dwie zwrotki, po czym przez nikogo nie niepokojeni
zjechali na nartach do Zakopanego.
Ostatnie
lata wojny działał w partyzantce. Był to I Pułk Strzelców Podhalańskich,
IV Batalion "Lamparta". Po wojnie aresztowano go w Zakopanem.
Miał już jechać na Sybir ze Słowacji, gdzie był punkt zborny. Stamtąd
jednak uciekł, ale niedługo cieszył się wolnością. Po raz drugi wpadł
podczas obławy NKWD. Chciał uciekać z kolegami za granicę. Mieli iść
przez góry do Austrii. W gospodarstwie za Gubałówką była zbiórka.
Czekał na kolegów, ale nie przyszli. Poszedł więc na miejsce zbiórki,
aby zobaczyć, co się dzieje. A tam było piekło. Była obława. Mógł
się wycofać, ale chciał ostrzec kolegów żeby się ratowali i
uciekali. Ale nie dało się. I tak przeszedł przez NKWD, UB, Plac
Inwalidów w Krakowie, forty na ul. Kamiennej. Gdy siedział w IV
bastionie, zorganizował ucieczkę, przy pomocy z zewnątrz.
Uciekło ich czterech. Mieli podstawiony samochód na skrzyżowaniu
na ulicy Kamiennej. Wrócił do Zakopanego jesienią 1945 roku, ale tu nie
miał co robić. Wyjechał na Ziemie Odzyskane. Tam było więcej AK - owców.
Tam
pracował w nadleśnictwie, tylko tam było najbezpieczniej. Nadleśnictwo
nad samą Odrą, Mosina Gorzowska, Gorzów Wielkopolski. Ale i to się skończyło,
bo ktoś go rozpoznał. UB wszędzie miało swoich ludzi. Aresztowali go w
Gorzowie Wielkopolskim. Były śledztwa, po miesiącu przewieźli go do
szpitala w Gorzowie Wielkopolskim. Po przesłuchaniach był bardzo słaby
i wycieńczony. Ale szybko doszedł do siebie i w 1952 roku uciekł ze
szpitala. Wrócił do Zakopanego, ale do 1954 roku ukrywał się.
Wrócił
do narciarstwa. Zaczął startować. Mimo 10 lat przerwy i wieku - miał
wtedy 30 lat - osiągał świetne wyniki. Zaczął też pracować w
ratownictwie. Ratownictwo - to była tradycja rodzinna. Jego wuj był
ratownikiem i przewodnikiem, ojciec - przewodnikiem, dziadek -
przewodnikiem. Wychował się w tej atmosferze. Miał kolegów, którzy
pracowali w TOPRze, a raczej w GOPRze, bo wtedy jeszcze był GOPR. Czasem
im pomagał, i na Kasprowym, i jak się w górach coś wydarzyło. Bardzo
im przypadł do gustu, mówili mu, że powinienem działać w
ratownictwie.
Ten
początkowy okres szybko minął. Zaczął pracę jako ratownik zawodowy.
Przeszedł wszystkie stopnie po kolei aż do emerytury. Miał też stopień
instruktora narciarskiego. Był przewodnikiem, ale to go nie pociągało.
W czasie urlopu, w wolnych dniach wolał pracować w szkółce
taternickiej w "Betlejemce" na Hali Gąsienicowej lub przy
remoncie szlaków, aby sobie dorobić. Malował słupki graniczne od Wanty
aż do Doliny Chochołowskiej.
Będąc
ratownikiem zainicjował przejście z ratownictwa tradycyjnego do
nowoczesnego. To był trudny okres, bo w grupie ratowników byli
zwolennicy i przeciwnicy ratownictwa nowoczesnego. Najpierw wprowadzono
zestaw Grammingera. Jednak ci najstarsi, gdy zobaczyli jak to działa,
przekonali się do jego stosowania. Potem rozpoczęła się era łączności
radiowej. Inżynier Wojciech Nietyksza zrobił pierwsze przenośne
rodiotelefony "Klimki" i stacjonarne "Wawy". To był
początek lat sześćdziesiątych. To
był ogromny skok do przodu. Później był śmigłowiec. Takim
prekursorem ratownictwa z powietrza był w randze kapitana Tadeusz
Augustyniak. Pierwszy śmigłowiec, to był SN1. Wojskowy "blaszak",
ale latał. Potem nastał Mi2. To był doskonały śmigłowiec. Wtedy nie było lepszego.
Teraz
rzadko używa się zestawu Grammingera, bo przy dobrej pogodzie i przy użyciu
śmigłowca, można ratować innymi sposobami. Ale wtedy był to bardzo
dobry zestaw. Żeby dobrze
ratować, trzeba mieć pewne cechy wrodzone. Uznański szkolił ratowników.
Już po jednej akcji, czy w czasie szkolenia wiedział, który co potrafi,
co będzie robił najlepiej. Specjalizacja jest w ratownictwie bardzo ważna.
Każdy umie wszystko, ale specjalizuje się w jednej dziedzinie. Specjalne
predyspozycje trzeba mieć do ratownictwa z powietrza. Gdy ktoś powie, że
się nie boi, to znaczy, że się nie nadaje na ratownika. Nie ma takiego,
który by się nie bał.
Najważniejsze
to sprawność fizyczna, ale i inteligencja. Nie trzeba mieć wyższego
wykształcenia, ale trzeba umieć działać w zespole. To jest bardzo ważne.
Trzeba wiele umieć. I narciarstwo trzeba znać, i ratownictwo medyczne.
Teraz chcąc być ratownikiem ochotnikiem trzeba mieć ukończony kurs
ratownictwa medycznego.
Jako
ratownik zajmował się również szkoleniem psów. Miał
psa Cygana. To był owczarek
niemiecki. Na początku to on się uczył od
psa twierdząc, że nie ma lepszego sposobu na odszukanie człowieka
porwanego lawiną. Najwyższa technika zawodzi. Pies nie zawiedzie. Kiedyś
w czasie jednej z akcji ratowniczych to właśnie Cygan uratował mu życie,
kiedy to lawina go porwała. Nie miał już sił oddychać i mówić i to
właśnie Cygan w ostatnim momencie dogrzebał się do niego pod śniegiem.
W ratownictwie trzeba mieć więcej psów. Ten był wtedy jeden jedyny. Z
lawinami to jest tak, że gdy ktoś zostan
ie zasypany, to jak nie umrze ze
strachu, szansa przeżycia jest minimalna. Nie ma mądrych na
lawiny.
W TOPR-rze pracował 27 lat. Do przejścia na emeryturę wziął udział w około 313 akcjach ratunkowych i 200 interwencjach narciarskich - w tym w wielu w czasach, kiedy o toprowskim śmigłowcu, psach i detektorach lawinowych, a także łączności można było sobie pomarzyć.
Jako
zakopiańczyk z tradycjami, kurier tatrzański i żołnierz Armii Krajowej,
wieloletni ratownik TOPR i świetny narciarz był doskonałym przykładem,
w jaki sposób ofiarnie (a czasami brawurowo) łączyć miłość do
Ojczyzny z patriotyzmem lokalnym, odwagę z gotowością niesienia pomocy
innym, tradycyjne wartości z innowacyjnymi pomysłami. Zmarł 20 lutego
2012 r.
Za swoje zasługi otrzymał wiele odznaczeń: Krzyż Komandorski z
Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia
Polski, Krzyż Armii Krajowej, Krzyż Walecznych, Złoty Krzyż Zasługi,
Srebrny Krzyż zasługi, Brązowy Krzyż zasługi, medal "Za ofiarność
i odwagę", srebrny medal "Za wybitne osiągnięcia
sportowe", złota odznaka "Za zasługi dla Zakopanego", złota
odznaka Polskiego Towarzystwa Turystyczno - Krajoznawczego, złota odznaka Górskiego
Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, odznaka "Za wzorową pracę w służbie
zdrowia", medal "400 lat Zakopanego".
Jacek Ptak
Galeria fotografii |
Pokaz slajdów |
Pobierz tekst w wersji pdf. |
Bibliografia:
1. Zofia Radwańska - Paryska, Witold Henryk Paryski, Wielka Encyklopedia Tatrzańska, Wydawnictwo Górskie, Poronin 2005.
2. Lidia Długołęcka Pinkwart, Maciej Pinkwart, Zakopane od A do Z, Warszawa 1994.
3. Apoloniusz Rajwa, Opowieści Ujka Uznańskiego, [w:] Tygodnik Podhalański, 05.04.2012.
4. Apoloniusz Rajwa, Legenda ratownictwa tatrzańskiego, [w:] Tygodnik Podhalański, 01.03.2012.
5.
Agnieszka
Szymaszek, Narty: nie wiem, czy ktoś tak to odczuwa, jak ja, www.naszkasprowy.pl
6.
Beata
Dżon, Kolejka uratowała życie,
www.turystyka.interia.pl.
7.
Narodowe
Archiwum Cyfrowe, www.nac.gov.pl
8. Portal www.naszkasprowy.pl,