"Palace" - miejsce kaźni. Katownia Podhala.
Galeria fotografii (35) |
Pokaz slajdów |
pobierz tekst w wersji pdf. |
Jerzy Gąsienica - Wawrytko. Epizod w Katowni Podhala. zobacz film. |
Jerzy Gąsienica - Wawrytko. Traktowanie więźniów w "Palace". zobacz film. |
Muzeum "Palace". Katownia Podhala. zobacz film. |
Nawet niektórzy zakopiańczycy nie mają
pojęcia, czym było „Palace” w czasie okupacji hitlerowskiej i dlaczego
zyskało przez to niechlubną nazwę „Katownia Podhala”. Zarówno
ludzie, którzy trafiają do tego pensjonatu na wypoczynek, jak i sami młodzi
zakopiańczycy podkreślają, że w ogóle nie znają historii tego miejsca.
Nic dziwnego. O tym, że w piwnicy mieści się minimuzeum, informuje stara,
drewniana tablica. O stworzenie Muzeum Walki i Męczeństwa w piwnicach
obecnego pensjonatu „Palace” usilnie zabiegali na początku lat dziewięćdziesiątych
byli więźniowie hitlerowskich obozów na czele z doktorem Wincentym Galicą,
który zmarł w 2010 roku. Wspierał go Adam Machowski, prezes
Stowarzyszenia Muzeum Walki i Męczeństwa „Palace” - Katownia Podhala.
Muzeum było oczkiem w głowie doktora Galicy. Gdy żył, często był na
miejscu, oprowadzał po skromnej ekspozycji.
Przypominał, przez co przeszły
tysiące uwięzionych, a i on sam. Katownię w 1999 roku kupił przedsiębiorca
z Kraśnika. W trakcie remontu zniszczono oryginalne, nieliczne napisy
na ścianach i ślady krwi. Dziś w murach przesiąkniętych krwią
organizowane są obozy sportowe, a na dyskotekach bawi się młodzież.
W
miejscu, gdzie obecnie mieści się pensjonat "Palace" przy ul.
Chałubińskiego 7 w Zakopanem stała kiedyś
willa "Pepita" należąca do doktora Chrostowskiego, sprzedana później
rodzinie Żuławskich, którzy zmienili nazwę budynku na "Łada".
Była to piękna, drewniana willa, zaprojektowana przez Stanisława
Witkiewicza. Od Żuławskich willę kupiła Maria Sanokowska. Budynek spalił
się w styczniu 1928 roku, a parcelę, na której stała willa, Maria
Sanokowska sprzedała doktorowi Włodzimierzowi Schneiderowi z Krakowa, który
przystąpił tutaj do budo
wy okazałego murowanego pensjonatu.
W 1930 roku doktor Schneider zakończył budowę obiektu i nadał mu
nazwę "Palace".
W
czasie okupacji Niemcy urządzili tutaj siedzibę GESTAPO
(GEHEIME STAATS POLIZEI),
czyli Tajna Policja Państwowa. Najpierw Gestapo próbowało się ulokować
w "Excelsiorze" (obecnie "Krokus") przy ul.
Grunwaldzkiej, a później w "Splendidzie" (obecnie
"Janosik") przy ul. Tetmajera. Jednak żaden z tych budynków nie
odpowiadał placówce Tajnej Policji, dlatego ulokowali się ostatecznie w "Palace",
który okazał się dla nich najlepszy, a ulicę Chałubińskiego
przemianowano na Tatra strasse (ul. Tatrzańska). Niemcy urządzili się
tutaj w listopadzie 1939 roku. Placówka Gestapo, która istniała w Zakopanem, miała szyld z napisem w języku niemieckim, który w tłumaczeniu
brzmiał: „Komendant Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w Dystrykcie
Krakowskim. Komisariat Policji Granicznej w Zakopanem.
Gdy
na początku okupacji jeszcze nie przystosowano piwnic gestapowskiego
budynku na więzienie, do jesieni 1940 roku więźniów trzymano w areszcie
Sądu Grodzkiego, przy ul. Nowotarskiej 37. Był to niewielki areszt
przeznaczony w zasadzie tylko dla więźniów kryminalnych. Komisariat
Gestapo ulokowano w Zakopanem ze względu na bliskość granicy i uniemożliwienie
jej przejścia. W większych miejscowościach Podhala istniały delegatury
Tajnej Policji, np. w Szczawnicy, Nowym Targu, Czarnym Dunajcu,
Jordanowie, Makowie, Rabce.
Obsada
zakopiańskiego Gestapo była bardzo liczna. Liczyła przeszło 40 osób. Cele
więzienne "Palace" zostały zaadaptowane z piwnic
pensjonatowych, zaopatrzone w kraty. Były stale pełne. Przez "Palace"
przeszło wiele tysięcy Polaków. Niewielki ich procent wychodziło na
wolność. Więzione tu osoby były zabijane i zakatowywane na miejscu,
wielu kierowano do innych więzień, bądź do obozów koncentracyjnych. Było
tutaj sześć cel więziennych. Była ciemnica, w której ręce i
nogi zakuwano w stalowe obejmy - kajdany z łańcuchami, przymocowanymi do
ścian. Również na I piętrze "Palace" znajdowała się cela,
mająca takie kajdany z łańcuchami. Śledczy
zakopiańskiego Gestapo, jak w całej Generalnej Guberni, nie przebierali w
środkach, bijąc przesłuchiwanych po piętach, wbijając szpilki pod
paznokcie, okładając po całym ciele nahajami, kijami. Nie gardzili też
np. szufladami, wybijając zęby, łamiąc kości, miażdżąc genitalia. Co
może wydać się paradoksalne, w „Palace” używano również łaskotania,
które mogło być gorszą torturą niż bicie i również doprowadzić więźnia
do osłabienia. ( zobacz
film )
Nie
można stwierdzić, ilu dokładnie więźniów było tu więzionych, ilu
zamordowano, ale historycy określają, że w trakcie II wojny
światowej hitlerowcy więzili tutaj ponad 2 tysiące ludzi. Życie w Katowni Podhala straciło od 300 do 400 więźniów. Niemcy męczyli i
mordowali tu Polaków, Czechów, Żydów i Romów. Mordowano
i strzelano właściwie w całym budynku, a także na przyległym terenie. Mury
„Palace” to świadek bohaterskiej postawy wielu górali. Mimo zadawanych
im przez gestapowców cierpień nie wyparli się polskości. Dla wielu był
to ostatni przystanek przed wywózką do Auschwitz. Przez katownię przeszli
też kurierzy tatrzańscy, którzy przerzucali zagrożonych ludzi przez
Tatry na Węgry.
Napisy
wydrapane na ścianach cel, świadczyły, że oprócz Polaków, przez
katownię tą przeszło także wielu cudzoziemców. Z końcem stycznia 1945
roku, gdy Niemcy opuszczali Zakopane, więzienie przestało istnieć. Już z
końcem 1944 roku, gdy Niemcy przegrywali na wszystkich frontach, na
balkonach i tarasach budynku umieszczono karabiny maszynowe za osłoną z
worków z piaskiem.
Dziś turystów, którzy chcą poznać tę
kartę historii Zakopanego, wita wielki baner reklamujący sauny, jacuzzi,
sale ćwiczeń i wszelkie atrakcje związane z wypoczynkiem. Na balkonach
suszą się ręczniki, wiszą ubrania, opalają się hotelowi goście. Przed
budynkiem w sezonie bawi się młodzież, starsi palą grilla. A wizyta w
murach dawnej katowni nie rozczarowuje, a wręcz szokuje: właściciel
hotelu odremontował piwnice, tak jakby za chwilę i tu chciał wstawić łóżka
i zrobić miejsca noclegowe. Udostępnione do zwiedzania są dwie dawne
cele. Pozostałe cztery przebudowano i pełnią inną funkcję. Nie wiadomo,
co się stało z łazienką, która w opowieściach więźniów była
najgorszym miejscem kaźni.
Osobą najmocniej związaną z "Palace"
był doktor Wincenty Galica, najpierw więzień, a po wojnie - twórca muzeum,
bez którego tego śladu pamięci najprawdopodobniej by nie było. Więzienie
"Palace" było dla Galicy początkiem drogi przez mękę obozów.
Przewieziono go do Tarnowa, dalej do Oświęcimia, Mauthausen - Gusen,
Sachsenhausen. Po wojnie wrócił do Polski. Muzeum "Palace" to
jego dzieło. Długa jest historia starań o jego utworzenie, a potem
utrzymanie. Lekarz, działacz ruchu podhalańskiego, podczas II wojny światowej
żołnierz Kampanii Wrześniowej, kurier tatrzański, więzień obozów
koncentracyjnych, czterokrotnie uciekał z niewoli. Od stycznia 1940 do
sierpnia 1941 działał w ruchu oporu, głównie na terenie Poronina i
Zakopanego, przy organizowaniu przerzutów ludzi przez Tatry na Węgry oraz
jako łącznik dla kurierów tatrzańskich. Sam również przeprowadzał
kurierów przez Tatry. Został aresztowany przez gestapo w Poroninie i
przewieziony do "Palace", gdzie był w
ięziony i torturowany.
Adam Machowski, społeczny kustosz muzeum,
systematycznie 2 razy w tygodniu przychodzi tutaj, aby oprowadzać chętnych.
Jeśli zwiedzającym odpowiada inny termin, dostosowuje się do niego, po
wcześniejszym telefonicznym umówieniu się. Robi to społecznie. Jego
matka była tutaj więziona. O doktorze Galicy tak wspomina: „Przez
pierwsze dni był dotkliwie bity. Nie ominęła go też najczęściej
stosowana tortura - wiszenie "na słupku" za ręce. Do tego
dochodziło potworne pragnienie i głód. Kilkudniowe tortury fizyczne
potęgowały się w nocy: więzień przetrzymywany był w ubikacji,
przywiązany do kaloryfera. Dwa razy wprowadzono do pomieszczenia więźniów,
którym przy Galicy gestapowiec strzelił w głowę. - Jeden z więźniów
dostał, ale nie zmarł od razu, tylko długi czas przy Wincentym Galicy
konał.” Doktor Wincenty Galica zmarł 21 maja 2010 roku. ( zobacz
film )
Adam
Machowski twierdzi, że młodzi ludzie często dopiero tutaj uczą się
historii. Wychodzą z muzeum zszokowani.
Rozpoczynając opowieść i
oprowadzanie po dawnym więzieniu Pan Adam zaczyna od umywalni. W tym
miejscu zginęło najwięcej ludzi. Umywalnia to największe z niewielkich
pomieszczeń muzeum. Przesłuchania więźniów odbywały się na piętrze.
Pracownikiem gospodarczym był Pędzimąż. Jeśli kazano mu wieczorem
przygotować łopaty, wiedział, że w nocy będzie egzekucja. Egzekucje
odbywały się na terenie całej posesji. Przechodząc do dalszych
pomieszczeń na drzwiach wiodących do niewielkiej, ciemnej izby czytamy, że
mieściła się tu suszarnia. W pomieszczeniu,
które nagrza
ne było do 80
stopni Celsjusza, zamykano na kilka dni opornych więźniów, aby "zmiękli"
przed przesłuchaniem. Do ściany w korytarzu przymocowane są łańcuchem
kajdany, do których zakuwano ofiary. Adam Machowski przytacza wspomnienia
świadka, który widział same ręce przykute do łańcucha z
wisającego z
sufitu w ubikacji. Ciało leżało już na ziemi... Zwłoki chowano do
trumien, czasem po kilka ciał do jednej. Dopychano nogami. ( zobacz
film )
Przez
sześć piwnicznych cel w „Palace” przewinęła się galeria cudownych
postaci, Polaków z krwi i kości, zawsze wiernych Bogu i Rzeczypospolitej. Zniknęły
niestety napisy ze ścian. Dziś oglądać możemy jedyne zdjęcia niektórych
inskrypcji wyrytych przez więźniów. 18 - letnia Helena Błażusiak ze Szczawnicy wyryła napis: "O mamo, nie płacz, nie. Niebios przeczysta królowo Ty zawsze
wspieraj mnie". Słowa te wiele lat później stały się inspiracją
wybitnego kompozytora Henryka Mikołaja Góreckiego, który zawarł je w
"Pieśniach Żałosnych" - utworze o światowej sławie. Napis
wyryty przez nią w zakopiańskiej katowni na ścianie celi nr 3 dokończył
żywota pod młotkami robotników budowlanych w końcu lat 90. XX wieku.
Helena zmarła w 1999 roku mając 73 lata.
Tu więziona była Helena
Marusarzówna, siostra Stanisława
Marusarza, 23 - letnia narciarska mistrzyni.
Była piękną góralką i znakomitą narciarką. Jednak Niemcy nie dla jej
wyjątkowej urody czy talentów sportowych urządzili jej krwawe
„tournee” po więzieniach GG (Muszyna, Nowy Sącz, Zakopane, Kraków,
Tarnów). Interesowała ich działalność Heleny, jako łączniczki w
Komendzie Głównej ZWZ. Góralka w tej kwestii okazała się bardzo odporna
na perswazje i zaproszenia do dialogu o podziemiu polskim. Za milczenie, które
ocaliło życie jej znajomym z konspiracji, zapłaciła swoim życiem.
Niemcy zakończyli próby dialogu rozstrzelaniem w 1941 roku
23 - letniej łączniczki. (według większości źródeł w Pogórskiej
Woli koło Tarnowa). Była wielokrotnie torturowana przez gestapo, ale nie
wydała powierzonych jej informacji. Dziś jej śliczna twarz o zamyślonym
spojrzeniu spogląda na nas z fotografii, jednej z kilkudziesięciu
umieszczonych w "Palace".
Stanisław
Marusarz
– najpierw ten
wybitny skoczek (zm. 1993), kurier tatrzański i por. AK, ucieka ze słowackiej
strażnicy w sposób filmowy: skacząc z pierwszego piętra „na tygrysa”
przez okno. Potem, złapany, z wyrokiem śmierci trafia z „Palace” do więzienia
na Montelupich w Krakowie. Ucieka śmierci i Niemcom wykonując kaskaderski
skok życia z drugiego piętra na pleniący się na murze więzienia
drut kolczasty. Mimo postrzału, jaki otrzymał od strażnika na „do
widzenia”, drogę Kraków - Zakopane przebył pieszo. Po wojnie bezpieka
tak chciała zadbać o jego bezpieczeństwo, że dzielny „król nart”
dwa lata ukrywał się. Został odznaczony pośmiertnie 12. lutego 2010 roku
przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia
Polski za wybitne zasługi dla niepodległości Polski oraz osiągnięcia
sportowe.
Obok widzimy uśmiechniętą twarz w
narciarskiej opasce. To fotografia Bronisława
Czecha. Wybitny i wszechstronny narciarz okresu międzywojennego,
uczestnik igrzysk olimpijskich, wielokrotny mistrz Polski, taternik,
ratownik górski, pilot i instruktor szybowcowy, lekkoatleta, rzeźbiarz, a w czasie wojny działacz konspiracji i konspirator, został wywieziony z "Palace"
do Oświęcimia, gdzie zginął w 1944 roku. Przez Tatry przechodził
szlak kurierski, zapewniający stały kontakt polskiego podziemia z rządem
w Londynie. Przemycano pieniądze, meldunki, ludzi. Niemcy mieli tego świadomość
i prowadzili ciągłą obławę. Ci, których złapano, trafiali właśnie
do „Palace”. Wśród nich Helena Marusarzówna i Bronisław Czech. Także
Franciszek Gajowniczek - kurier na odcinku Warszawa – Podhale.
Ten, za którego na śmierć w bunkrze głodowym w Auschwitz poszedł święty
Maksymilian Kolbe. Oprócz kurierów do „Palace” trafiało duchowieństwo,
partyzanci, konspiratorzy, alianccy lotnicy. Mógł się tam także znaleźć
każdy mieszkaniec Podhala. Wystarczyło paść ofiarą podejrzenia
rzuconego przez lokalnego volksdeutscha czy konfidenta. Podhalan zginęło w
„Palace” najwięcej.
Z jednej z fotografii spogląda młodzieńcza
twarz Władysława Szepelaka, przetrzymywanego w "Palace", a później
w Auschwitz. Władysław Szepelak,
ps. „Młody”, trafił tam, mając niespełna 19 lat. Po kilku próbach złamania
go, gestapowcy odegrali „sztukę” pt. „Wieszanie więźnia”, zakładając
pętlę na szyję. Przy czym głównym „aktorem” był sam przesłuchiwany
Polak. Niczym w dobrym koncercie Niemcy „bisowali” jeszcze dwa razy,
zadając tym samym ponownie tortury psychiczne. Kiedy oprawcy zaprzestali
tej symulacji, powieszono młodzieńca na drzwiach za ręce związane i wykręcone
do tyłu. Władysław zaczyna z bólu przeklinać na głos oprawców. Po tym
następuje uderzenie nahajem po genitaliach. Ofiara wyje z bólu, szarpie się,
lecz to potęguje z kolei bóle wyłamanych stawów. Niemiec niby od
niechcenia zaczyna „rysowanie” figur na udach odłamkami szyby z portretu
Fuehrera „rasy panów”, który Polak niechcący strącił, a który w przypływie
złości rozbito mu na głowie. W tym czasie Władysław stara się modlić,
aby nie krzyczeć.
Po
kolejnych omdleniach następuje regularnie – znane z filmów – wylewanie
wiader wody na głowę. Wiszenie na wyłamanych rękach kończy się, ale
„Młody” nie może nawet się ubrać, ręce są jak z ołowiu – nie może
ruszyć choćby palcami. Nie „pomogło” w wydobyciu zeznań bicie
pasem, bykowcem i sześciodniowa głodówka. „Młody” nie wydał nikogo.
W „podziękowaniu” Niemcy wysłali go do obozów zagłady, gdzie
„praca czyniła wolnym”.
Włodzimierz
Szyc ps. „Biegacz”, członek
tajnej struktury „Wachlarz”, kurier tatrzański. Na początku 1940 roku
uciekł stamtąd z kajdankami na przegubach rąk. Wtedy zakuwano ręce z przodu. Korzystając z momentu nieuwagi strażnika, uderzył go jego
karabinem w głowę (wg świadectwa Wincentego Galicy ten strażnik zmarł
– ten fakt Niemcy ujawnili w czasie przesłuchania Galicy). Wyskoczył w tych kajdankach przez okno z drugiego piętra i w samej koszuli brnął w śniegu
przez wiele kilometrów, gubiąc pościg wściekłych Niemców. Od tego
czasu w całej Guberni zaczęło zakuwać więźniom kajdanki z tyłu.
Niestety, porucz
nik Szyc zginął nagle w 1941 roku w niewyjaśnionych
okolicznościach. Kajdanki, które całą wojnę spoczywały na dnie studni
w Murzasichlu, można teraz obejrzeć w Muzeum „Palace”.
Ppor.
Adam Bachleda – Curuś.
Po ucieczce z sowieckiej niewoli w 1939 roku wpada w łapy zakopiańskiego
Gestapo. Podczas przesłuchania okraszonego biciem nie puszcza pary z ust,
więc Niemcy puszczają go wolno. Na jego szczęście interesował ich tylko
jego brat. 19 - latek nie czeka na kolejne „wizyty” niemieckiej
specpolicji, ucieka z końcem 1939 roku przez całą Europę jak wielu ówczesnych
„polskich turystów”, trafia do Francji do WP, a potem do Anglii, gdzie
dostaje się do polskiej jednostki komandosów.
Aleksander
Dębiec: „(...) wsadzono
mnie do pojedynczej celi w "Palace". Początkowo było tylko krzesło,
ale i to zabrano, zostałem w czterech ścianach i podłodze betonowej.
Codziennie brano mnie na wyższe piętra i tam wieszano za ręce bijąc do
nieprzytomności. Gdy już straciłem przytomność spuszczano mnie zawsze
do kałuży krwi. Gestapowcom chodziło o to, żeby się przyznać i podać
nazwiska swoich kolegów. Zawsze po takim biciu wleczono mnie po schodach do
wspomnianej już celi, gdzie na gołym betonie siedziałem lub leżałem.
Podczas takich bić, drewnianymi lub żelaznymi prętami, gestapowcy
zadawali mi jedno pytanie: Czy się przyznajesz? Odpowiadałem zawsze, że
nie mam się do czego przyznać, że nie należę do żadnej organizacji.
Oni w dalszym ciągu bili mnie, nie zważając, czy to głowa czy żołądek.
Takie
tortury trwały przez miesiąc. Później nie dostawałem ani jeść ani pić.
Z muszli klozetowej ręką czerpałem wodę do ust. Po miesiącu takich
tortur miałem zęby powybijane, głowę pokaleczoną, twarz poprzecinaną.
Pewnego razu gestapowiec powiedział: Nie będziemy się z Tobą już więcej
bawić. Tym oto pistoletem jutro Cię zastrzelę jeśli się nie przyznasz.
Masz czas do jutra. Odpowiedziałem, że może mnie zabić teraz. Było to
popołudnie, pomyślałem sobie, że ostatni raz patrzę przez okno, na
ludzi spacerujących, rano już oddam Bogu ducha. Rano wszedł gestapowiec
do celi z pistoletem w ręku i pyta czy się przyznaje. Odpowiedziałem,
że już tyle razy mówiłem, że nie mam się do czego przyznać. Kopnął
mnie i zamknął celę.”(...)
Zygfryd
Gizowski tak wspominał w
2009 roku "pobyt" w zakopiańskiej katowni: (..)„Przesłuchiwali
mnie, zamknęli w celi z kilkoma więźniami. Spaliśmy na jednym sienniku,
rzuconym na beton. Sparaliżowani strachem spaliśmy tuląc się do siebie
plecami, aby się wzajemnie ogrzać, bo sienniki przymarzały do betonu. Co
dzień było bicie, przesłuchania, poniżenia. Bił nas kto chciał, najczęściej
Niemiec, którego nazywali bokserem. Uderzał tylko raz, ale to wystarczało.
Masakrowali nas Ukraińcy, którzy chcąc się przypodobać Niemcom wymyślali
coraz to nowe tortury. W środku nocy zrywali nas ze snu, wyprowadzali
na dziedziniec każąc robić różne ćwiczenia uwłaczające godność, po
których pot lał się z czoła. Następnie była komenda i trzeba było
spocone głowy chować w zaspy śnieżne. Kto nie zdążył był bity
kolbami karabinów w plecy. Na koniec lali nas wiadrami lodowatej wody.
Na
jednym przesłuchaniu wywieźli mnie do Poronina, abym rozpoznawał ludzi.
Niektórych znałem, lecz powiedziałem, że nie znam nikogo. Wówczas
zawieziono mnie na cmentarz w Poroninie, gdzie klęcząc nad wykopanym
grobem miałem ostatnią szansę, aby powiedzieć nazwiska ludzi, z którymi
kontaktował się mój ojciec. Tłumacz mówił mi, że jeśli powiem, to
przeżyję. Nie wierzyłem i nic nie powiedziałem. Prosiłem tylko, żeby
ktoś powiedział mojej matce, gdzie będę pochowany. Esesman odbezpieczył
pistolet i uderzył mnie lufą w tył głowy, ale nie wystrzelił.
Zawieziono mnie z powrotem do celi w willi Palace - katowni Podhala. Utraciłem
słuch na jedno ucho, miałem odbite nerki i połamane żebra”.(...)
Więźniów przetrzymywano w piwnicach,
ale katowano ich i zabijano w całym budynku, a także na przyległym
terenie. W jednej z piwnicznych cel znajdowało się pomieszczenie z odpływem
wody i oknem bez szyby, w którym więźniów polewano wodą, bardzo gorącą
w celu poparzenia, a zimą także zimną, powodując stopniową śmierć
przez zamarznięcie. W innej, szczelnie zamkniętej klitce z grzejnikiem CO
panowała temperatura kilkudziesięciu stopni. Więźniowie ginęli z
przegrzania.
Po zakończeniu wojny „Palace” zajęło
SB i NKWD, a w 1946 roku odbył się w nim proces przywódców Goralenvolku.
Później urządzono tutaj
sanatorium przeciwgruźlicze na
100 łóżek, powstałe w latach 1948 - 1949. Nosiło ono imię doktora
Jerzego Gromkowskiego. Później było tu sanatorium przeciwgruźlicze Związku
Bojowników o Wolność i Demokrację, aż do jego zlikwidowania w 1978
roku. Po nim budynek byt użytkowany jako żłobek miejski. To wtedy
zaczęły się pierwsze dewastacje. Piwnice
zostały nieco przebudowane, a znaczniejsza liczba napisów, wydrapanych na
ścianach cel, zamalowana. Grupa ocalałych więźniów katowni, z kurierem
tatrzańskim Wincentym Galicą na czele, przez wiele lat bezskutecznie starała
się o zabezpieczenie śladów niemieckich zbrodni i urządzenie muzeum męczeństwa.
Udało się to dopiero w latach 1993 – 94 dzięki postawie dyrektora społecznego
liceum, dzierżawiącego budynek od spadkobierców właściciela (władających
nim od początku lat 90.). Byli więźniowie urządzili ekspozycję zawierającą
zdjęcia i nazwiska ofiar „Palace” oraz ich gestapowskich oprawców,
chronili ocalałe ślady zbrodni (kajdany, wydrapane przez więźniów na ścianach
napisy, plamy krwi na podłogach), gromadzili dokumenty dotyczące katowni w
„Palace” i losów więźniów przewiezionych do obozów
koncentracyjnych.
Niestety, muzeum działało tylko przez
kilka lat. Chociaż władze Zakopanego miały prawo pierwokupu i podjęły
uchwałę o zakupie „Palace” od spadkobierców za ustaloną cenę ok.
1,4 mln zł, ci na wiosnę 1999 roku niespodziewanie sprzedali go prywatnemu
przedsiębiorcy z Kraśnika, na warunkach tylko minimalnie lepszych niż
zaproponowane przez miasto. Wskutek ogromnych protestów społecznych oraz
nacisków byłych więźniów, którzy gotowi byli zorganizować wśród
Polonii zbiórkę na wykup „Palace”, nowy właściciel
obiecał ochronę miejsc męczeństwa w piwnicach. Obietnicy tej dotrzymywał
przez kilka tygodni. W lipcu 1999 roku dostęp do muzeum został
zablokowany, a zamówieni przez właściciela robotnicy po zrzuceniu
eksponatów w kąt jednego z pomieszczeń zaczęli burzyć cele, zerwali podłogę,
na której wciąż były ślady krwi, zniszczyli napisy wydrapane przez więźniów.
Dewastacja wyszła na jaw i wywołała
skandal. Żyjący jeszcze ostatni więźniowie katowni alarmowali, kogo się
dało, sprawę opisywała prasa (m.in. „Dziennik Polski” i „Niedziela”).
Wtedy dopiero wojewódzki konserwator wpisał „Palace” do rejestru
zabytków. Jednak na skutek odwołania właściciela jego decyzję uchylił
główny konserwator w Warszawie i procedura trwała jeszcze kilkanaście
miesięcy. Nacisk opinii publicznej nie ustawał i po ponad dwóch latach
przepychanek, w 2001 roku właściciel podpisał z władzami Zakopanego umowę
o nieodpłatnym użyczeniu niewielkiej części piwnic (60 m kw.) na
izbę pamięci. Zwrócił także przetrzymywane przez dwa lata eksponaty.
Niestety złe warunki przechowywania odbiły się na ich stanie. Opiekę nad
izbą objęło Stowarzyszenie Muzeum Walki i Męczeństwa „Palace”, założone
przez byłych więźnió
w i członków ich rodzin. Jego prezesem i kustoszem
izby został Wincenty Galica, a po jego śmierci w 2010 roku — Adam
Machowski, którego matka Janina była więźniarką „Palace” i obozu w Auschwitz.
Stowarzyszenie Muzeum Walki i Męczeństwa
„Palace” działa społecznie i nie ma własnych źródeł finansowania.
Tymczasem prawne i finansowe zabezpieczenie istnienia izby pamięci „Palace”
jest dzisiaj konieczne. Zachowanie pamięci o katowni Gestapo „Palace” i
jej ofiarach jest obowiązkiem nie tylko wobec tych, którzy tam ginęli i
cierpieli, lecz także wobec całego narodu. Obecnie muzeum opiekuje się
Stowarzyszenie Walki i Męczeństwa "Palace". Finansowo
pomaga miasto, które opłaca media.
(...)„Ten
dom Podhale oblewało płaczem
Gdy
Czarne Orły pod Tatry wtargnęły
Willę
„Palace” dla siebie zajęły.
Dom
ten z tak piękną nazwą „Palace”,
Ten
dom Podhale oblewało płaczem.
Przeszła
już wojna, po niej lat dziesiątki
Gdzież
się podziały kajdany, pamiątki,
Ślady
znaczone krwią, paznokciami,
Cośmy
przykuci do muru drapali.
Ta
willa krwią naszą jest zroszona cała,
Co
w czasie przesłuchań z ran naszych tryskała.
Kto
będzie oglądał te kajdany w celi,
Niech odmówi pacierz za tych, co zginęli.(...)
Jacek Ptak
Galeria fotografii (35) |
Pokaz slajdów |
pobierz tekst w wersji pdf. |
Jerzy Gąsienica - Wawrytko. Epizod w Katowni Podhala. zobacz film. |
Jerzy Gąsienica - Wawrytko. Traktowanie więźniów w "Palace". zobacz film. |
Muzeum "Palace". Katownia Podhala. zobacz film. |
Autor strony wyraża serdeczne podziękowania
Zarządowi Stowarzyszenia Auschwitz Memento za wyrażenie zgody na publikacje
materiałów video na niniejszej stronie.
Stowarzyszenie Auschwitz Memento realizuje
projekt zatytułowany
"Pod Giewontem - losy mieszkańców Podhala w latach 1939 -
1956". Składa się on z kilku elementów. Ma doprowadzić do
pobudzenia zainteresowania mieszkańców Podhala własną historią, wywołania
dyskusji o niej oraz jej profesjonalnego dokumentowania i popularyzowania.
Na niniejszej podstronie prezentowane są dwa wywiady z Jerzym Gąsienicą – Wawrytko, który opowiada jak traktowano więźniów, którzy przeszli przez to więzienie – siedzibę Gestapo w Zakopanem. (Traktowanie więźniów w „Palace” oraz epizod w łaźni.)
Bibliografia:
1.
Zofia Radwańska-Paryska, Witold Henryk Paryski, Wielka Encyklopedia
Tatrzańska, Wydawnictwo Górskie, Poronin 2005.
2.
Henryk
Jost, Muzeum Walki i Męczeństwa „Palace” - katownia Podhala, Zakopiański
Portal Internetowy: www.z-ne.pl
3.
Agnieszka
Szymaszek, „Palace” katownia Podhala, [w:] Dziennik Polski, 15.11.2010 r.
4.
Rafał
Gratkowski, Miejsce kaźni – miejsce wstydu, [w:] Tygodnik Podhalański,
02.05.2013 r.
5.
Dominika
Krupińska, Mordowanie pamięci, Polonia Christiana: www.pch24.pl
6.
Władysław Szepelak, fragment wiersza pt. „Palace”.
7.
Stowarzyszenie
Auschwitz Memento:
http:/www.auschwitzmemento.pl
8.
Pod
Giewontem. Losy mieszkańców Podhala w latach 1939 – 1956.:
http://www.podgiewontem.auschwitzmemento.pl/
9.
Zakopane
– Willa „Palace” – katownia Podhala: www.eksploratorzy.com.pl
10.
Podhalański
Serwis Informacyjny: www.watra.pl
11.
Narodowe
Archiwum Cyfrowe: www.nac.gov.pl
12.
Polska
na fotografii: www.fotopolska.eu
13.
Jerzy Gąsienica
Wawrytko - traktowanie więźniów Palace. http://www.youtube.com/watch?v=8BiKgYNk1T4
14.
Jerzy Gąsienica -
Wawrytko - epizod w łaźni.
http://www.youtube.com/watch?v=RO92Bq5cMII
15.
Zakopane
- Palace. Katownia Podhala. Muzeum.
http://www.youtube.com/watch?v=oid-mwi7qh0
16.
Wczasy w Katowni. www.rebelya.pl