Wierzenia i obrzędy.
Noc czarownic.
Noc czarownic. (17) |
Pokaz slajdów |
Pobierz tekst w wersji pdf. |
Dzień świętej Łucji,
dziewicy i męczennicy z IV wieku, w kalendarzu juliańskim do 1582 roku
przypadał 23 grudnia, a więc w sąsiedztwie zimowego przesilenia, które
wypadało 21 grudnia. Po reformie gregoriańskiej święto to przypada 13
grudnia, czyli tak jak i dzień śmierci wspomnianej świętej. Dzień ten
miał wyjątkowe znaczenie w przedchrześcijańskiej wizji świata. W
starych, ludowych wierzeniach był to okres szczególny. Zwyczaje ludowe
przetrwały w opowieściach do dziś, choć w Polsce zanikają one podobnie
jak i kult św. Łucji. Rozwija się za to w Szwecji, gdzie jest nazywane
Świętem Światła.
Święta Łucja poniosła śmierć męczeńską około 304 roku w Syrakuzach na Sycylii. Wszystkie inne wiadomości o niej są raczej legendarne. Święto męczenniczki Łucji znane jest od końca IV wieku, a jej kult rozszerzał się powoli, aż do wieku IX. Jest patronką dziewic, niewidomych i ociemniałych. Na wizerunkach przedstawiano ją z różnymi symbolami światła, jasności, słońca, często z parą oczu. Kult św. Łucji wywodzi się z jej rodzinnych Włoch. Do Szwecji przybył z Niemiec. Święta Łucja, która nie chcąc porzucić swojej wiary pozbawiła się oczu, stała się patronką dnia uchodzącego za najkrótszy dzień w roku.
W tradycyjnej kulturze
uroczystość św. Łucji nie bez powodu była datą szczególną. Była to pora
umierania słońca. Święta Łucja była czczona, jako święta niosąca światło
wiary i rozpraszająca mroki pogaństwa. Samo jej imię Łucja wywodzi się z
łacińskiego słowa „lux”, czyli światło. Wspomagała też ludzi w chorobach
oczu.
Od uroczystości świętej
Łucji rozpoczynano trwające do Bożego Narodzenia przepowiadanie pogody,
wróżby urodzaju i zamążpójścia. Wierzono dawniej, że okres przesilenia
to okres szczególny dla przyszłych plonów i dla pogody, którą starano
się określić na poszczególne miesiące i dni poprzez obserwację pogody w
końcówce roku. Do dziś zachowało się wiele ludowych przysłów dotyczących
tych zależności. Wspomniany dzień św. Łucji miał określać, jaka pogoda
będzie następować w kolejnym roku. Patrzono na kolejne dni licząc od
imienin świętej. Zatem jaki był 13 grudzień, taki miał być styczeń
kolejnego roku, jaki 14 grudzień, taki luty, i tak dalej.
W tradycyjnej kulturze
całej Europy dzień 13 grudnia to wyjątkowo groźna i magiczna pora.
Zaczyna się w wigilię św. Łucji i trwa do północy dnia następnego. Jest
czasem wzmożonej aktywności czarownic i działania złych mocy. Jednym z
nielicznych europejskich krajów, gdzie ściganie czarownic nie przybrało
masowego charakteru, a stosy płonęły sporadycznie była Polska, która
słynęła wówczas z tolerancji. Proszono w tym czasie św. Łucję o pomoc.
Starano się obronić przed złymi czarami rozkładając na progach domostw i
przed oborami odpowiednie zioła, by złe moce nie miały wpływu na
przychówek. Tego też dnia dzieci nie wychodziły z domów, by nie zostały
porwane przez czarownice. Po zmroku kobiety również nie wychodziły z
chałup i pilnowały małych dzieci w kołyskach. Musiały uważać, aby
czarownice nie porwały ich dziecka i nie podrzuciły na jego miejsce
swojego krzyczącego, brzydkiego i złośliwego
„odmieńca”.
Gospodarze pilnowali
zagród przed wizytą wiedźmy i „podrzuceniem” czarów, modląc się do św.
Łucji, by „niebieską jasnością” odpędziła siły ciemności od ludzkich
siedlisk. Na Podtatrzu, gdzie podstawą bytu była hodowla, za szczególnie
groźne uważano czarownice, które szkodziły żywemu inwentarzowi. O ich
niecnych praktykach mowa w kronikach parafialnych, relacjach
podróżników, wreszcie w aktach sądowych. Wprawdzie pod Tatrami nie
płonęły nigdy stosy, ale nie jedną „wszeteczną niewiastę” w całym
majestacie prawa skazano na chłostę, pręgierz, czy tzw. klatkę hańby.
Czarownice trudniły się głównie „odbieraniem i psuciem” mleka krowom, ale także podrzucaniem czarów, które sprowadzały na zagrodę i jej mieszkańców różne nieszczęścia. Uważano, że czarują dla korzyści materialnych i z potrzeby czynienia zła. Rzadko pełniły równocześnie funkcje znachorek, wróżek czy znawczyń magii miłosnej. Istniało powszechne przekonanie, że czarownice miały różnego rodzaju związki z diabłem, który uczył je czarów, pomagał, obcował z nimi cieleśnie, a po śmierci porywał wraz z ciałem do piekła.
W dzień świętej Łucji
rozpoczynano przygotowania do świąt. Według wierzeń ludowych
nieprzestrzeganie tego terminu mogłoby wywołać niezgodę w rodzinie.
Tradycje te szczególnie silne były u górali podhalańskich. Uważali oni,
że od Łucji na wschodzie przestaje ubywać dnia, a tylko na zachodzie
skraca się on jeszcze do 21 grudnia, zatem dzień świętej Łucji był porą
graniczną, sprzyjającą czarom
i mocom nieczystym. Dlatego
okadzano tego dnia dom
i obejście, pieczono placki z zielem, które podawano zwierzętom, aby
czarownice i
guślarze podczas
długiej nocy nie mogli wyrządzać szkód.
Ludność uważała, że
Łucja ma siłę
i moc jak żadna inna święta.
Jest najwłaściwszą świętą do odkrywania przyszłości zwłaszcza ludzi
młodych. W wigilię św. Łucji można było kraść. Wielkim powodzeniem
cieszyło się drewno, gdyż wróżyło dziewczynie rychłe zamążpójście,
jednak musiał być spełniony jeden warunek: po przeliczeniu miała być
parzysta liczba drewna. Kawalerowie urządzali sąsiadom najrozmaitsze
psoty: tłukli garnki powieszone na drewnianych ogrodzeniach, wyciągali
wozy na dachy, zamieniali furtki. Nikt nie obrażał się z tego powodu,
gdyż było to wpisane w tradycję. Każdy gazda czuwał i pilnie strzegł
swojego gospodarstwa.
Każdy dorosły
mieszkaniec karpackiej wsi znał szereg zabiegów i zaklęć magicznych,
które stosował w miarę potrzeby na własny użytek. Wiedza ta była równie
niezbędna, jak wiadomości o uprawie roli, hodowli, prowadzeniu
gospodarstwa domowego. Niektórzy, jak bacowie, znachorzy, czarownicy,
zajmowali się magią profesjonalne. Jedni swoje umiejętności, nierzadko
połączone z rzetelną wiedzą medyczną, wykorzystywali dla dobra innych,
drudzy, według powszechnego mniemania, posługiwali się nimi, aby
dokonywać dzieła zniszczenia. Dzień świętej Łucji był porą, która
najlepiej nadawała się do zdobywania magicznych przedmiotów i do
podrzucania czarów. Gazdowie przez całą noc z 12 na 13 grudnia i przez
cały dzień pilnowali obejścia, a zwłaszcza pomieszczeń dla zwierząt,
niczego nikomu nie dawali i nie pożyczali. Podejrzane było też
pojawienie się wtedy obcych zwierząt, gdyż czarownice przybierały
chętnie postać żaby, kota, rzadziej psa.
Przed wizytą czarownic
zabezpieczano zagrodę różnymi sposobami. Przy drzwiach i oknach
umieszczano rośliny, które ze względu na swoje magiczne oraz parzące i
kłujące właściwości stanowiły skuteczną zaporę dla wszelkiego zła. Na
drzwiach stajni kreślono też krzyż święcona kredą. W dniu św. Łucji
należało też poświęcić ukradkiem na porannej mszy czosnek i posmarować
nim drzwi stajni, by do wnętrza nie weszła czarownica. Czary działały
tak długo, jak długo użyte do nich przedmioty pozostawały w obrębie
zagrody. Wyjątkowo perfidni czarownicy wywiercali w tym celu w progu
domu lub stajni otwór, a następnie zatykali go kołeczkiem i
zasmarowywali to miejsce gliną, aby nikt nie zauważył schowka. Gdy
podrzuconych czarów nie udało się odnaleźć, jedyną radą było zmuszenie
winnego, aby sam je usunął. Na Podtatrzu gospodarze wbijali w tym celu w
próg domu lub budynku gospodarczego igły, gwoździe lub tym podobne ostre
przedmioty, co sprawiało, że winny dostawał boleści i przybywał do
gospodarstwa, aby zabrać podrzucone przez siebie czary. Gdy tego nie
zrobił, umierał w cierpieniach.
Istniały sposoby na sprawdzenie tego, czy we wsi jest jakaś czarownica. W tym celu trzeba było od wigilii Świętej Łucji aż do jutrzni Bożego Narodzenia codziennie pracować nad sporządzeniem stołka do siedzenia. Czas pracy należało tak precyzyjnie wymierzyć, aby nie zakończyć jej ani wcześniej, ani później, tylko dokładnie przed samą wigilią Bożego Narodzenia. Następnie w czasie pasterki należało wyjść z tym stołkiem na chór, usiąść na nim i wtedy można było widzieć wszystkie czarownice obecne w kościele, gdyż zawsze były one zwrócone tyłem do ołtarza, a twarzą do chóru.
Były też inne sposoby
na rozpoznanie czarownic. Można je było zobaczyć podczas jutrzni,
patrząc przez deskę z trumny, posiadającą otwór powstały po wypadnięciu
sęka. Jak niebezpieczne jest odkrycie ich tożsamości przekonał się
bohater pewnej opowieści, która znana była na Podhalu. Do pewnego
starego grabarza w Poroninie przyszedł jego szwagier i prosił go, aby
dał mu deskę z sękiem, jeśli taka kiedyś mu się przytrafi w czasie
robienia trumny. Chciał przy pomocy tej deski sprawdzić ile jest we wsi
czarownic. Grabarz przyniósł mu taką deskę, ten zabrał ją ze sobą na
jutrznię,
stanął pod dzwonnicą i patrzył na idących do kościoła.
Czarownice spostrzegły wypatrującego je pod dzwonnicą człowieka. Aby nie
zostały rozpoznane przez ludzi uczyniły się niewidzialnymi i zaczęły
straszliwie szarpać, rwać i dusić ciekawskiego śmiałka. Ten na wszystko
je zaklinał, aby go puściły, obiecał, że do śmierci zachowa tajemnicę,
aby mu tylko życie darowały. Kiedy krzyczał o pomoc, ludzie zbiegli się
i uratowali go, lecz czarownice zemściły się na nim. Sprowadziły grad
tak potężny, że ciekawskiemu bohaterowi doszczętnie zniszczył całe
zboże. Od tej pory człowiek ten zaprzysiągł sobie, że już nigd
y nawet
przez myśl mu nie przejdzie chęć wypatrywania czarownic. Nie lubiły one
i nie cierpiały tego, aby były rozpoznane przez ludzi, gdyż wtedy łatwo
można było zapobiec ich czarom.
Na Podtatrzu wierzono,
że parające się czarami niewiasty przynajmniej raz w roku spotykają się
wspólnie z diabłem. Związek czarownicy i szatana miał symbolizować pakt.
Wierzono, iż czarownice spółkowały z diabłem, harcowały na miotłach,
brały udział w orgiach i bluźnierczych rytuałach, połączonych z
bezczeszczeniem skradzionej w kościele hostii. W zamian za to diabeł
udzielał im swojej mocy, odkrywał wiedzę tajemną, dawał umiejętność
wykonywania czarów. Panowało również powszechne przekonanie, iż pakty te
zawierano w trakcie nocnych zlotów czarownic, odbywających się na
uroczyskach, bagnach, oparzeliskach, a
przede wszystkim górach i pagórkach o stromych zboczach i nagich, niepokrytych lasem wierzchołkach
zwanych Łysicami, Łysymi, Babimi, lub Baranimi Górami. Sabaty czarownic,
bo takie miano zyskały owe zgromadzenia, na terenie polskich Karpat
odbywały się w różne kalendarzowe święta. Ulubioną datą tych diabelskich
wieców była noc na Świętą Łucję (13 na 14 grudnia), a niekiedy także noc
świętojańska (23 na 24 czerwca), Zaduszki (1 na 2 listopada), a nawet
noc wigilijna (24 na 25 grudnia) i noc z Wielkiego Piątku na Wielką
Sobotę (data ruchoma).
Na obszarze Karpat
znaleźć można było co najmniej kilka takich gór. Niewątpliwie według
wierzeń jedną z gór, gdzie miały odbywać się owe sabaty, była Babia
Góra. To najwyższy szczyt w całych Beskidach Zachodnich i najwyższy –
poza Tatrami – w Polsce. Idealnie wpisuje się w podany opis miejsc
spotkań z diabłem, bowiem jej wierzchołek jest niezalesiony, a jego
nazwa – Diablak – tylko utwierdza to przekonanie. Właśnie tam odbywały
się podtatrzańskie sabaty na św. Łucję. Miejsce to od wieków cieszyło
się sławą góry magicznej i czarodziejskiej. W czasie sabatu czarownice
aż do świtu ucztowały, tańczyły, omawiały sposoby czarowania,
przechwalały się swoimi osiągnięciami. Czarownica ze swojej wyprawy na
sabat musiała wrócić przed wschodem słońca. Lądowały na polanie Hałeczkowej, pełnej ziół i kwiatów potrzebnych im do czarowania.
Niektóre wjeżdżały na polanę na niezwykłych koniach, w które wcześniej
zostali przemieniani parobkowie.
Fakt ten przedstawiony
jest w pewnej opowieści, w której jeden z parobków przechytrzył
czarownicę. Działo się to w Ludzimierzu. U jednego majętnego gospodarza
służyło dwóch parobków: Jan i Staszek. Jan wiedział, że Staszek był
zawsze silny i zdrowy, aż tu nagle jakby ręką odjął, zaczął słabnąć,
chudnąć, wreszcie wycieńczony wyglądał jak cień człowieka. Jan pytał
Staszka, co się stało, ale ten nie umiał mu powiedzieć, tyle tylko, że w
wigilię Świętej Łucji staje się koniem, ktoś go dosiada i z wiatrem
pędzi daleko. Jan zaraz zaczął domyślać się, co jest tego przyczyną.
Przekonał się na własne oczy, widział jak jego gospodyni, nasmarowawszy
Staszka specjalną maścią, ulatuje na koniu.
Jan postanowił uratować
kompana. Kiedy nadchodził dzień Świętej Łucji, niepostrzeżenie wziął
maść i nasmarował nią gospodynię, która przemieniła się w kobyłę. Jan
wskoczył na nią i wybrał się w drogę. Ponieważ była ona stara, miała już
80 lat, często potykała się na drodze. Kazał więc w pobliskiej kuźni
podkuć kobyłę i w ten sposób bez szwanku zajechał na polanę Hałeczkową.
Zbiegły się czarownice na przyjazd parobka, a witając go radośnie i z
wrzaskliwym krzykiem, zabrały go ze sobą na ucztę i do tańca. Jan podpił
sobie solidnie, był bardzo zdziwiony cenną zastawą, złotymi kubkami i
miskami, nie rozumiał skąd wiedźmy nagromadziły tyle bogactwa. Ze
zadziwienia wypowiedział wtedy imię Jezusa Chrystusa. Przeżegnał się, a
wszystkie czarownice zniknęły i dopiero po chwili spostrzegł, że
kosztowności, które go tak dziwiły, nie były niczym innym, jak cielęcymi
racicami, końskimi kopytami i ludzkimi czaszkami.
Będąc na polanie sam
jeden ze swoją kobyłą, siadł na nią i wyruszył w powrotną drogę. Zajechawszy
do domu, kobyła przemieniła się w kobietę. Ułożył swą gospodynię do
łóżka, przykrył pierzyną, a sam udając niewiniątko udał się do swych
codziennych zajęć. Kobieta mocno stękała, skarżyła się na ból, a gospodarz dziwił się bardzo, co ją nagle opanowało. Wcześniej była
całkiem zdrowa. Jan nie chciał dłużej ukrywać tego, co zrobił i kazał
gospodarzowi zajrzeć pod pierzynę. Ten przestraszył się niezmiernie, gdy
pod pierzyną zobaczył podkutą żonę i myślał, że dostał pomieszania
zmysłów. Lecz Jan wszystko mu wyjaśnił. Od tego czasu czarownica
zaprzestała wszelkich schadzek na polanie Hałeczkowej i wyrzekła się
czynienia szkód sąsiadom.
O zlocie czarownic na polanie Hałeczkowej opowiada również góralska piosenka:
"Na tej Hołeczkowej zielonej ulice
Wiliją Świętej Łucji, jadą czarownice.
Hojna, ino hojna, w Hałeczkowej wojna.
Czarownica dobra, każda krowa dojna".
W tradycji ludowej funkcjonuje wiele przysłów związanych z dniem Świętej Łucji.
„Od Łucyj dni dwanaście
policz sobie do Wilii, patrz na słonko i na gwiazdy, a przepowiesz
miesiąc każdy”.
„Na świętą Łuce, noc się ze dniem tłuce”.
„Na świętą Łucę, przybywa dnia na kurzą stopę”.
„Święta Łucja nocy ujmie, a dnia nie dorzuci”.
Powyższe przysłowia nie znajdują potwierdzenia w obserwowanej rzeczywistości. Według niektórych badaczy musiały one powstać przed reformą kalendarza w 1582 roku.
Jacek Ptak
Noc czarownic. (17) |
Pokaz slajdów |
Pobierz tekst w wersji pdf. |
Źródła:
-
Urszula Janicka – Krzywda, Złe się złemu zaleca… [w:] Tatry, Nr 1/2008.
-
Ewa Ferenc, Polskie tradycje świąteczne, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznań 2010.
-
Adam Fischer, Czarownice w Dolinie Nowotarskiej, Towarzystwo Ludowoznawcze, Lwów 1927.
-
Barbara Ogrodowska, Polskie obrzędy i zwyczaje, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2009.
-
Ludwik Stomma, Słońce rodzi się 13 grudnia, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1981.
-
Maria Grońska, Zofia Stryjeńska, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich, Wrocław 1991.
-
Wikipedia: http://pl.wikipedia.org