Z historii ratownictwa w Tatrach.
Galeria fotografii (41) |
Pokaz slajdów |
pobierz tekst w wersji pdf. |
Daty,
fakty, nazwiska, opis sprzętu ratowniczego i różnych technik udzielania
pomocy. Można by do takiego rejestru sprowadzić historię Tatrzańskiego
Pogotowia Ratunkowego, ale żeby ją faktycznie poznać trzeba się odwołać
do doświadczeń wspólnych dla ratowników i ratowanych. Trzeba
wiedzieć, co to jest ból, strach, zimno, oddech nienadążający za wysiłkiem.
Dopiero połączenie tych dwóch ścieżek poznania może dać prawdziwy
obraz Pogotowia Tatrzańskiego. Każde pogotowie górskie jest częścią
kultury gór w szerokim znaczeniu tego określenia. Zatem modelowa
organizacja ratownictwa górskiego karmi się i owocuje tym, co
typowe, swoiste, lokalne, a nawet wyjątkowe.
Teren
działania ratowników tatrzańskich stawia im różnorakie wymagania
teoretyczne i praktyczne: od kwalifikacji przewodników górskich po
sprawności wspinaczkowe na powierzchni i w jaskiniach, od podstaw wiedzy
medycznej po specjalistyczne współdziałanie ze śmigłowcem. Od
swobodnego poruszania się na nartach w trudnym terenie po asystowanie
nurkom pokonującym wypełnione wodą podziemne korytarze, od zdolności
podejmowania szybkich decyzji kierowniczych do podporządkowania się
kierownikowi akcji, od indywidualizmu po wspólnotowość, od rozważnej
wartości wobec siebie po świadomość, że także słabość ma do nas,
ludzi, swoje prawo. Ten splot różnych sprawności ma nieodzowną podstawę
teoretyczną, ale jedynym jego rzetelnym sprawdzianem jest praktyka.
Rdzeniem praktyki jest ostrzeganie tych, którzy chcą słuchać, przed
niebezpieczeństwami, spieszenie na ratunek, udzielanie pomocy, a czasem
znoszenie ciała w dolinę. TOPR to piękny przykład realizacji idei
niesienia pomocy potrzebującym w górach.
"Ja
niżej podpisany w obecności Naczelnika Straży Ratunkowej oraz świadka
dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów jestem, na każde
wezwanie Naczelnika lub jego Zastępcy - bez względu na porę roku, dnia
i stan pogody - stawię się w oznaczonym miejscu i godzinie
odpowiednio na wyprawę zaopatrzony i udam się w góry według marszruty
i wskazań Naczelnika lub jego Zastępcy w celu poszukiwań zaginionego i niesienia
mu pomocy. Postanowienia statutu Pogotowia i regulaminu dla członków
czynnych będę wykonywał ściśle jak również rozkazy Naczelnika, jego
Zastępcy i Kierowników Oddziałów. Obowiązki swe pełnił będę
sumiennie i gorliwie, pamiętając, że od mego postępowania zależnym być
może życie ludzkie. W zupełnej świadomości przyjętych na się
trudnych obowiązków i na znak dobrej swej woli powyższe przyrzecznie
przez podanie ręki Naczelnikowi potwierdzam".
Tak
brzmi tekst przysięgi, którą składał i składa każdy ratownik na ręce
naczelnika TOPR-u. Tekst tej przysięgi jest niezmienny do dnia
dzisiejszego.
Tatrzańskie
Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe (TOPR) to
życiowy pomnik Mariusza Zaruskiego. Na początku XX wieku była to czwarta
tego typu organizacja ratownicza w Europie. Potrzeba jej istnienia wynikała
ze zmian w środowisku wspinaczy i taterników, którzy coraz częściej
zaglądali samotnie w góry latem i zimą, zdobywając, już bez pomocy góralskiego
przewodnika, coraz trudniejsze ściany i szczyty. Efekt był łatwy do
przewidzenia. Obok znakomitego, nadzwyczaj szybkiego rozwinięcia się
taternictwa, które w ciągu kilku lat stanęło na poziomie
zachodnioeuropejskim, zaczęła w sposób zastraszający wzrastać liczba
wypadków w Tatrach spowodowana wzrastającą ilością turystów. Na
początku XX wieku w Zakopanem spotkało się dwóch
wybitnych ludzi: Mariusz Zaruski - taternik, narciarz, żeglarz i Mieczysław
Karłowicz - kompozytor, muzyk, fotograf. Już
w 1907 r. rozpoczęli oni starania o utworzenie organizacji ratowniczej mającej
na celu ratowanie ludzi w górach. Jeszcze
przed jej powstaniem Zaruski zorganizował kilka wypraw ratowniczych,
jednak czas potrzebny na zebranie ochotników był według niego stanowczo
zbyt długi. Wynosił on prawie cały dzień. Wtedy to Zaruski, wraz z Karłowiczem
napisali odezwę, która uzasadniała powstanie Straży Górskiej. Odezwa
ta została opublikowana w prasie, co w znaczący sposób wpłynęło na
wzrost świadomości społecznej w zakresie potrzeby powołania
takiej organizacji.
Ogromny
wpływ na przyspieszenie jej utworzenia miała tragiczna śmierć Mieczysława
Karłowicza na stokach Małego Kościelca, gdzie 8. lutego 1909 roku zginął
w lawinie podczas samotnej wycieczki narciarskiej. Śmierć
Karłowicza wywołała wówczas falę dyskusji na temat dwóch bardzo ważnych
kwestii: problemu wypadków w górach i samotnego wychodzenia w góry. Ostatecznie
ówczesne władze zatwierdziły statut organizacji ratowniczej w dniu 29.
października 1909 roku, który to dzień należy uważać za moment założenia
Pogotowia. Początki TOPR-u były bardzo trudne. Trzon organizacji tworzyło
dwunastu ratowników. Na
wyposażeniu mieli zaledwie nosze, apteczki, lornety i liny. Utrzymywali się ze
zbiórek publicznych, dostawali diety w wysokości aktualnej wówczas dniówki
przewodnickiej. Pierwszym
Naczelnikiem został Mariusz Zaruski, a jego zastępcą Klemens Bachleda.
Zaruski kilkakrotnie proponował popularnemu Klimkowi objęcie
kierownictwa Pogotowia, z racji jego wieloletniego górskiego doświadczenia,
ale Bachleda odmawiał. Zaruski pisał z żalem, że do Pogotowia nie garnęli
się taternicy: „z wybitniejszych
zamiejscowych zapisało się zaledwie kilku... ich pomoc była sporadyczna
i dowolna, przychodzili kiedy chcieli i odchodzili tak samo”.
Zaruski
opracował regulamin Straży Ratunkowej TOPR, którą zorganizował w sposób
wojskowy. Bezwzględny posłuch był jej podstawą. Nie wolno było nie
spełnić rozkazu, krytykować zarządzeń Naczelnika i kierowników
oddziałów, ani też odmówić udania się na wyprawę. Członkowie Straży
Ratunkowej składali uroczyste ślubowanie gorliwej służby na ręce
Naczelnika i obowiązani byli bez względu na porę roku, dnia i stan
pogody, stawić się na jego wezwanie i udać się w góry w celu
niesienia pomocy zaginionym lub rannym.
Jeśli
chodzi o stronę techniczną działalności Pogotowia to Zaruski wprowadził
komendy, pomagające w sprawnym przeprowadzaniu akcji ratowniczych, a także
sygnalizację wzrokową i słuchową, na wzór sygnalizacji morskiej,
tworząc tzw. „tatrzański telegraf wzrokowy”. Opanowanie tego systemu
umożliwiało oddziałom Pogotowia porozumiewanie się ze sobą za pomocą
chorągiewek i ustalonych sygnałów. W czasie poszukiwań Zaruski dzielił
ratowników na oddziały, co najmniej po trzech ratowników w jednym. Członkowie
poszczególnych oddziałów rozchodzili się w terenie i szukali
zaginionych aż do skutku. Przy dłuższych poszukiwaniach stosował zasadę,
że jeden oddział poruszał się granią, drugi trawersował ścianę
mniej więcej w połowie jej wysokości, a trzeci szedł piargiem, u podstawy ściany. Zaruski wprowadził także zimowe szkolenia ratowników
i przewodników tatrzańskich w jeździe na nartach.
Zaruski
rozwiązał też kwestię należytego zabezpieczenia finansowego TOPR-u,
tworząc w 1913 roku tzw. fundusz żelazny Pogotowia, częściowo ze
składek społecznych oraz ze środków otrzymanych od komisji
klimatycznej Zakopanego. Ratownicy nie pobierali pieniędzy za wyprawy
ratunkowe – praca w Pogotowiu była honorowa. Naczelnik wykorzystywał
każdą okazję, by zasilić szczupłą kasę Pogotowia. Zajmował się
także zaopatrzeniem swych ludzi w jak najlepszy sprzęt ratowniczy:
ubrania nieprzemakalne, peleryny z batystu, czekany, haki, latarki,
kuchenki spirytusowe, apteczki podręczne, siatki do przenoszenia rannych,
„bambusy”, woreczki na prowiant i inny drobniejszy ekwipunek.
Staraniem Stanisława Barabasza wykonano drewniane szafki dla ratowników,
w których mogli przechowywać swój sprzęt. Po zatwierdzeniu TOPR przez
władze Galicji dokonano wyboru władz: przewodniczącym Pogotowia został
dr Kazimierz Dłuski, jego zastępcą Stanisław Barabasz, Naczelnikiem
Straży Mariusz Zaruski, zastępcą Klimek Bachleda, a lekarzem
Pogotowia został doktor Wacław Kraszewski.
Przeprowadzając
pierwsze wyprawy ratownicze,
Zaruski
jako Naczelnik wyznaczał moment ich rozpoczęcia na około 1,5 godziny od
otrzymania wezwania o wypadku. Ratownicy zbierali się przy Dworcu Tatrzańskim,
a Naczelnik dzielił ich na oddziały i wyznaczał ich kierowników.
Członkowie TOPR zabierali ze sobą sprzęt ratowniczy, mięli 15-20 minut
na zakupienie prowiantu. Na akcje wyruszano powozami lub furkami góralskimi,
a po dotarciu w pobliże miejsca akcji, oddziały, według marszruty
opracowanej przez Naczelnika, rozchodziły się w różne strony w
poszukiwaniu zaginionych. Akcja ratownicza trwała nieraz kilka dni, z
dnia na dzień, aż do odnalezienia turysty. W czasie wypraw zimowych
ratownicy szli na nartach i obowiązywał ekwipunek zimowy. Jeśli chodzi
o dyscyplinę, to Zaruski z dumą powiedział kiedyś, że w ciągu
pięciu lat jego pracy jako Naczelnika Pogotowia nigdy nie zdarzył się
przypadek niesubordynacji lub niestawienia się na wyprawę, a sprawna
„maszyna” Pogotowia, stworzona przez niego, działała bez zarzutu.
Najcięższą
wyprawą tego okresu była akcja poszukiwawcza Stanisława Szulakiewicza
na północnej ścianie Małego Jaworowego Szczytu w sierpniu 1910 r., w
której zginął „król przewodników tatrzańskich” Klemens Bachleda.
Wyprawa ta została przeprowadzona w terminie od 5. do 16. sierpnia
1910 r. Podczas wspinaczki Stanisław Szulakiewicz odpadł od ściany i w
wyniku odniesionych ran nie mógł poruszać się o własnych siłach.
Akcja ratownicza rozpoczęła się po dotarciu do Zakopanego jego
partnera, który stwierdził iż zostawił rannego kolegę w ścianie.
Wyprawa była prowadzona w niezwykle ciężkich warunkach pogodowych, w
czasie deszczu i burzy, które zmieniły ścianę Małego Jaworowego Szczytu w wodospad. Ranny taternik znajdował się w trzech czwartych
wysokości ściany i ratownicy wspinając się do góry słyszeli tylko
jego głos. Z powodu gwałtownego spadku temperatury ratownicy zamarzali w ścianie. Doszli do Szulakiewicza bardzo blisko, bo brakowało im tylko 80 metrów. Dalej, jak po latach pisał Zaruski, iść nie byli w stanie.
Tylko Klimek Bachleda poszedł dalej żlebem i jak się potem okazało,
znalazł w nim swoją śmierć. Zaruski podjął wtedy niewątpliwie
bardzo ciężką dla siebie decyzję o odwrocie, oznaczającą śmierć
Szulakiewicza, ale o poruszaniu się wyżej nie było mowy, gdyż dalsze
prowadzenie wyprawy mogło tylko powiększyć liczbę ofiar. Po
poprawie pogody odnaleziono ciała Szulakiewicza i Bachledy i zniesiono je
w doliny. Po zakończeniu akcji padło oskarżenie wobec Zaruskiego o
celowe spowodowanie śmierci „króla przewodników tatrzańskich”.
Zaruski zażądał wtedy sądu nad sobą i ocenienia jego postępowania. Sąd
oczyścił Naczelnika TOPR-u ze wszystkich zarzutów, a wyniki jego pracy
opublikowano w gazetach zakopiańskich celem przedstawienia opinii
publicznej motywacji podjęcia takiej, a nie innej decyzji przez
Naczelnika w ekstremalnie trudnych warunkach.
Zaruski
doprowadził do tego, że TOPR od początku swego istnienia zostało
zorganizowane na bardzo wysokim poziomie. Za jego osobistym przykładem
inni ratownicy podnosili swoje kwalifikacje, a on sam osobiście prowadził
akcje ratunkowe. Ratowników doszkalano na organizowanych co roku kursach,
gdzie uczono ich posługiwania się nowym sprzętem, a doktor
Kraszewski uczył podstaw pomocy rannemu w terenie. Zaruski wyruszył na
wojnę i opuścił Zakopane w 1914 roku w sytuacji, kiedy TOPR był już
organizacją wypróbowaną i sprawdzoną. Miał za sobą około 20
akcji ratowniczych w terenie, zarówno latem jaki zimą. Oprócz działalności
górskiej wiele pisał na tematy tatrzańskie do zakopiańskich gazet, będąc
współzałożycielem jednej z nich, tygodnika „Zakopane”. Prowadził
zakrojoną na szeroką skalę działalność społeczną w wielu zakopiańskich
instytucjach, między innymi w Towarzystwie Tatrzańskim. Jak pisze
Witold Henryk Paryski w Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej: „o
swe ideały prowadził długą i wytrwałą walkę”. Trzeba też
wyraźnie podkreślić, że Zaruski odcisnął się w historii Zakopanego
i Tatr niezwykle silnie i pozytywnie, dlatego też nie bez przyczyny
określany jest w niektórych publikacjach „królem Tatr”, gdyż w
dziejach ich zdobycia i poznania zaznaczył
się naprawdę „po królewsku".
Spośród
ludzi, którzy wrośli w dzieje TOPR-u, Zakopanego i Tatr na szczególną
uwagę i przypomnienie zasługuje również postać Józefa
Oppenheima. Naczelnik TOPR-u przez pełne 25 lat, narciarz, taternik. W
Zakopanem okresu międzywojennego był on jedną z najpopularniejszych
i najbardziej barwnych postaci. Przyjechał tutaj około 1909 roku.
Zobaczył Tatry i się w nich zakochał. Stał się rychło zakopiańczykiem
z krwi i kości, nieodłączną cząstką tej miejscowości, osobą
powszechnie znaną i lubianą. Jedni kojarzyli go z trudną pracą w Pogotowiu Tatrzańskim, inni z pięknymi pocztówkami sprzedawanymi w zakopiańskich
księgarniach, jeszcze inni z długimi narciarskimi wyrypami, wyprawami po tatrzańskich graniach w zimowych kurniawach.
On bowiem wprowadził pojęcie „wyrypy
narciarskiej” do nomenklatury turystycznej. Narciarzem był
znakomitym. Zjazdów dokonywał w doborowym towarzystwie pionierów
zakopiańskiego narciarstwa, takich jak Henryk Bednarski, Mieczysław Świerz.
W 1936 roku wydał w Krakowie swój przewodnik narciarski po polskiej części
Tatr. Nie stronił od uciech życia, był znany z tego, że nieźle grał
w brydża, a także z brawurowej jazdy na motocyklu Harley Davidson. W 1912 roku Oppenheim został ratownikiem TOPR. W 1914 roku Mariusz Zaruski
wyruszając na wojnę, wybrał go na swego zastępcę w Pogotowiu. Od 1926
roku aż do wybuchu II wojny światowej pełnił funkcję kierownika TOPR.
Był więc Oppenheim naczelnikiem Straży Ratunkowej TOPR-u nieprzerwanie
przez 25 lat, najdłużej w dotychczasowej historii Pogotowia. W tym
okresie wziął udział w ponad 70 wyprawach ratunkowych letnich i zimowych.
Zaopatrywał przed sezonem wszystkie schroniska tatrzańskie w apteczki,
prowadził ratowników w teren.
Praca
kierownika TOPR-u to także spotkania z rodzinami osób, które poniosły
śmierć w górach. Wypadków było już wtedy dużo więcej niż w
czasach Zaruskiego. Sporo było wypadków taternickich. Zdarzały się
poważne wypadki lawinowe, które wiązały się nieraz z kilkudniowymi
poszukiwaniami zasypanych narciarzy. Po takich wyprawach Oppenheim zaszywał
się w górach na kilka dni, by odpocząć. Był bowiem wrażliwy na
ludzkie tragedie. W czasie rozwoju narciarstwa doprowadził do stałych dyżurów
ratowników TOPR na Gubałówce i po zbudowaniu kolejki na Kasprowym
Wierchu. Na wiosnę, przed sezonem letnim, Oppenheim sprawdzał osobiście
stan łańcuchów i szlaków. Przejął po Zaruskim zgrany zespół
ratowników górskich i był bardzo lubiany przez górali, którzy wówczas
stanowili większość członków Pogotowia. Zaruski mógł być pewien,
że w 1914 dokonał właściwego wyboru powierzając Oppenheimowi funkcję
naczelnika Straży Ratunkowej. Potrafił dobrze organizować wyprawy
TOPR-u. Do 1930 roku nie brał wynagrodzenia za pracę w Pogotowiu, czyli
pracował społecznie przez 16 lat. Utrzymywał się głównie ze sprzedaży
swych pocztówek, miał swoją pracownię fotograficzną. Jego zdjęcia w formie albumów były wysoko cenione. W 1925
roku otrzymał je w darze od
Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego ówczesny papież Pius XI. Związany
z Pogotowiem Oppenheim rzadko wypoczywał, ale to był jego świadomy wybór.
We wrześniu 1939 roku wyjechał swoim harleyem do Krakowa, a później
przedostał się do Warszawy, gdzie w 1944 roku wziął czynny udział w
Powstaniu Warszawskim jako sanitariusz. W 1945 roku Oppenheim powrócił do
Zakopanego, chciał też z powrotem objąć stanowisko kierownika TOPR-u,
miał wówczas 58 lat.
Pierwsze
miesiące działalności TOPR-u po wyzwoleniu upłynęły pod znakiem
sporu między Zbigniewem Korosadowiczem i Józefem Oppenheimem. I choć
konflikt praktycznie toczył się wokół rozliczeń z działalności
przed II wojna światową i podczas niej, to należy sądzić, że jego
istotą była kwestia, kto pozostanie kierownikiem Pogotowia – czy
Korosadowicz piastujący te funkcję w czasie okupacji, czy szef ratowników
sprzed wojny Oppenheim, który właśnie powrócił do Zakopanego po
okupacyjnej tułaczce. Korosadowiczowi
zarzucono utrzymywanie stosunków z Niemcami, pisanie w czasie okupacji
antypolskich artykułów do prasy, ukierunkowywanie działalności
Pogotowia tylko i wyłącznie dla Niemców. Niezwykle kłopotliwy,
szczególnie w tamtych czasach, był zarzut, że Korosadowicz przywłaszczał
sobie niemieckie przydziały żywności dla członków Pogotowia. Z kolei
Oppenheimowi zarzucano zaniedbywanie obowiązków i
naruszanie statutu
Pogotowia. Nie prowadził pisemnych zapisów z prowadzonej działalności
i całe karty z księgi wypraw z lat 1938 – 1939 są puste. Relacje pisał
na niewielkich karteczkach, jak podawał Paryski, które czasami gubił.
Zarzucano mu również nadużycia finansowe. Konflikt między nimi stał
się nierozwiązywalną na gruncie lokalnym awanturą. Zawieszono działalność
zarządu TOPR-u, a nadzór nad Pogotowiem przekazano Komisji Ratownictwa Górskiego.
Wzajemne zarzuty miał wyjaśnić Sąd Honorowy, któremu Komisja
Weryfikacyjna przekazała cały zestaw dokumentów. Spór przeciągał się,
jego „bohaterowie” wyciągali coraz to nowsze dokumenty obciążające
jeden drugiego, jednak ostatecznie Honorowy Sąd Koleżeński PTT
uniewinnił zarówno Korosadowicza jak i Oppenheima i oddalił
zarzuty. Niedługo potem
sprawa obsady kierownictwa TOPR-u sama się rozwiązała. Według
Paryskiego 28. lutego 1946 roku Józef Oppenheim został zamordowany w
swoim domu na Krzeptówkach. Był to zwykły mord rabunkowy. Dziwne jest
tylko to, że właściwie nic wartościowego z domu nie zginęło. Pełne
wyjaśnienie tej sprawy wymaga zapewne sięgnięcia do materiałów
zgromadzony w Instytucie Pamięci Narodowej.
Do 1952 roku liczba
ratowników TOPR przekroczyła 100 osób, wśród których znalazła się
pierwsza kobieta – Zofia Radwańska Paryska, która w szeregi
organizacji wstąpiła w 1945 roku. Wielu z nich jednak do tego czasu zmarło,
zwłaszcza w czasie I i II wojny światowej. Dwóch zginęło w
hitlerowskich obozach koncentracyjnych (Wisłocki i Czech), a jeden z rąk
gestapo (Józef Gąsienica – Tomków). W
1952 roku powstało w Polsce Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe
(GOPR), obejmujące swą działalnością wszystkie góry Polski. Wtedy
TOPR stał się jedną z regionalnych grup GOPR, z zachowaniem swej
nazwy. Przy reorganizacji GOPR w 1956 roku TOPR stracił swą nazwę i stał
się Grupą Tatrzańską GOPR. 19. maja 1990 roku członkowie Grupy Tatrzańskiej
GOPR uchwalili usamodzielnienie swej grupy pod jej pierwotną nazwą:
Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, które to 13. listopada 1991
roku sądownie zatwierdzone zostało jako
samodzielna organizacja. Godło TOPR – niebieski krzyż – stało
się i jest symbolem poświęcenia dla ratowania ludzi w górach.
Jacek Ptak
Galeria fotografii (41) |
Pokaz slajdów |
pobierz tekst w wersji pdf. |
Bibliografia:
1.
Marek Grocholski, Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, [w] Tatry,
nr 4/2009.
2.
Wojciech Szatkowski, Józef Oppenheim vel Opcio, [w] Tatry, nr 1/2010.
3. Zofia
Radwańska-Paryska, Witold Henryk Paryski, Wielka Encyklopedia Tatrzańska,
Wydawnictwo Górskie, Poronin 2005.
4. Mariusz
Zaruski, Na bezdrożach tatrzańskich, Wydawnictwo LTW, Łomianki, 2007.
5.
Wojciech Szatkowski, Działalność górska Mariusza Zaruskiego, Podhalański
Serwis Informacyjny Watra.
6. Michał
Jagiełło, Siedem tez na stulecie, [w] Tatry, nr 4/2009.
7. Jerzy
Kapłon, Korosadowicz kontra Oppenheim, [w] Tatry, 3/2010.
8.
Narodowe Archiwum Cyfrowe, www.nac.gov.pl
9. Polska
na fotografii, www.fotopolska.eu